środa, 8 marca 2017

Dodatek specjalny! Vampire Knight v. 2.0: rozdział X - „Ta kobieta i ten drugi”

      - Naprawdę musisz tam iść? - spytała Aya. Stała z siostrą nieopodal Słonecznych Akademików.
      - Nēsan, sama mi przecież obiecałaś, że będę mogła chodzić na wymiany grup! - przypomniała Kaori. - Trochę zaufania, co?
      Aya zachmurzyła się, ale skinęła głową. Po całej sprawie z Poziomem E w Mumei nie miała ochoty się kłócić. Poza tym… Po pierwsze, już się zgodziła, by Kao poszła na wymianę, po drugie, Kaori nie wypytywała jej, gdzie się szlajała po zajęciach, więc była jej winna trochę swobody.
      - Dzięki! To lecę! Spotkamy się później, zgoda?
      - Uhm.
      Kaori pobiegła w kierunku wrót, a Aya powoli poszła do miejsca, przez które na pewno będą przechodzić uczniowie Nocnej Klasy, nim dojdą do szkoły.

      - Przepraszam! Dzienna Klasa nie może iść dalej! - krzyczała Yūki, ale oczywiście i tak nikt jej nie słuchał.
      Uczniowie Nocnego Wydziału zaczęli już się pojawiać. Pani prefekt próbowała poradzić sobie z rzeszą nieposłusznych fanek z jednej strony drogi, z drugiej zaś nieruchomo stał Zero. Jedna z dziewcząt zebrała w sobie odwagę i spróbowała prześlizgnąć się obok chłopaka.
      - Zrobisz jeszcze jeden krok w przód, a sprawię, że będziesz płakać - oświadczył lodowatym tonem, po czym spojrzał na przerażoną uczennicę.
      Co za wredny typ, pomyślała z oburzeniem Kao. Ech, że też musiałam stanąć z tej strony! Obok tego potwornego gościa z aurą z piekła rodem nie da się przejść!
      - Olej go! - szepnęła tamtej dziewczynie jakaś inna.
      - Bądź dzielna! - dodała Mio.
      - Teraz Kiryū jest cichy, więc nie ma się czym przejmować…
      - Kim ty jesteś, żeby tak zastraszać dziewczynę, Kiryū?
      - Właśnie, właśnie!
      Prefekt lekko się obrócił.
      - Nie róbcie sobie za dużo problemów - ostrzegł. Wokół panowała atmosfera grozy. Fanki z tej strony nie śmiały już czegokolwiek powiedzieć lub zrobić. Kao stała więc tylko i patrzyła na Nocną Klasę.
      Natomiast po stronie pilnowanej przez Yūki wciąż panował zamęt. Zero chciałby zwalić jej nieudolność na przeżycia zafundowane jej przez wampira Poziomu E jakieś dwie godziny temu, ale prawda była taka, że dziewczyna nigdy nie radziła sobie z fankami. Była zbyt miękka, a poza tym, jak można poważnie traktować kogoś, kto tak naprawdę niczym się nie różni od reszty tych zwariowanych idiotek?
      - Stójcie, nie możecie iść dalej! - mówiła raz po raz.
      Dziewczyny pchały się nadal.
      - Tylko jedno zdjęcie! - wołała fanka, która najmocniej napierała na Kurosu.
      - N-nie!
      Wtedy do córki dyrektora podszedł Aidō. Położył jej rękę na ramieniu i o coś spytał. Kaori poczuła ukłucie zazdrości. Żałowała, że nie słyszała, co mówił cud-chłopak. Hanabusa chwilę jeszcze rozmawiał z panią prefekt, zaś tłum fanek naprzeciwko Kao uspokoił się i patrzył z zachwytem na Idola oraz ze zgrozą na Yūki.
      - Ech… Aidō-senpai jest taaaaki słodki - powiedziała do Kaori Mio.
      - Do mnie też mógłby tak szeptać! - dodała Nio.
      Kaori prawie nie słyszała koleżanek, wpatrzona cały czas w blondyna, który właśnie zaczął ciągnąć Kurosu w stronę wrót, zza których dopiero co niedawno wyszedł. Mimo że nie wszystkie wampiry zdążyły opuścić teren Księżycowego Dormitorium, Hanabusa, najwyraźniej robiąc sobie jakieś żarty, zaciągnął tam Kurosu i błyskawicznie zamknął odrzwia (a może ktoś mu z tym pomógł? Kaori nie wydawało się, by ktoś mógł w takim tempie poradzić sobie z tak ciężko wyglądającymi wrotami). Wszystkie dziewczyny ze strony „pilnowanej” przez Yūki zaczęły napierać na bramę, w których zniknęli niektórzy uczniowie Nocnej Klasy wraz z córką dyrektora. Zero zerwał się ze swojego miejsca i zwrócił się ku drzwiom. Grupka fanek stojących wcześniej za Kiryū pobiegła do koleżanek stojących bliżej wejścia, Kao zaś odłączyła się od nich i smutna podeszła do drzewa stojącego obok. Było przy nim dokładnie widać, co się dzieje.
      - To nie fair!
      - Dlaczego tylko prefekci?!
      - Też chcę nim być! - Dziewczyny z tłumu niecierpliwiły się i marudziły.
      Zero wreszcie dopchał się do wrót i otworzył je bez problemu, wywołując tym samym szok pośród dziennych uczniów. Gdy chwilę wcześniej brama się zatrzasnęła, usłyszał chichot Aidō.
      - Hi, hi, ale są o ciebie zazdrosne - powiedział, z pewnością do nikogo innego jak do Yūki. - To takie urocze!
      - Ee… Puść mnie, proszę, muszę już iść - usłyszał potem zlękniony nieco głos przyjaciółki.
      - Co z tobą? - zamarudził Hanabusa. - Przecież ci pomogłem, odciągając cię od tego tłumu, no tak czy nie?
      - Aidō, panna prefekt jest zmartwiona i skrępowana. - Zero zacisnął zęby, przeciskając się przez rozszalałe fanki, bowiem kolejny głos należał do Kurana. - Yūki, jak zwykle proszę cię, byś się za bardzo nie przepracowywała.
      Rety, jak zwykle grał jakże miłego i troskliwego. Zero robiło się od tego niedobrze.
      - Ee, tak, tak, będę ostrożna - obiecała Kurosu. - Ale wiesz, Kaname-senpai, jeśli prefekt miałby być ratowany, to raczej nie miałoby sensu w ogóle nim być…
      Wreszcie powiedziała coś sensownego. Ale to właśnie wtedy Zero udało się dotrzeć do wrót, otworzyć je i bezceremonialnie złapać przyjaciółkę za rękę, by natychmiast pociągnąć ją za sobą.
      - Co ty wyprawiasz, żeby dać się tak porwać? - mruknął.
      Wyprowadził ją, z niezadowoleniem mrucząc coś pod nosem. Oboje powrócili na swoje pozycje, a Aidō i reszta powoli wzięli się za dogonienie reszty swoich kolegów, która zdążyła już zniknąć z pola widzenia.
      Kao z grymasem na twarzy obserwowała Nocną Klasę. Aidō, zauważywszy ją, uśmiechnął się serdecznie i pomachał jej wesoło. Zdezorientowana blondynka, mimo iż z zazdrości nie chciała tego zrobić, delikatnie odwzajemniła uśmiech. Chwilę potem nocni uczniowie zniknęli i tłumy dziewczyn udały się do akademika. Kaori stała jeszcze chwilę pod drzewem, a następnie lekko zdołowana poszła się przejść do lasu, aby poukładać myśli.

      Tymczasem Aya stała przy drodze, czekając na jedną konkretną osobę. Nie wiedziała, co się stało, ale, choć wiele wampirów już dawno tędy przeszło, jego i paru innych, których rozpoznawała, a nawet zapamiętała z imienia (w tym Hanabusa Aidō) jeszcze się nie zjawili. Dziwne, bo zazwyczaj chadzali całą grupą razem.
      Myślała o tym, co ma zrobić i powiedzieć. Przecież nie mogę tak po prostu rzucić „Kuran, chcę z tobą porozmawiać” przy tych innych krwiopijcach. Może przyjdę jednak po ich zajęciach… Jest wtedy większe prawdopodobieństwo, że będzie sam.
      Stwierdziła, że wróci do dormitorium, ale gdy się odwróciła, przed jej oczyma ukazał się Kaname Kuran. Sam. Nie miała pojęcia, jak tego dokonał ani kiedy dokładnie się tu pojawił. Prawie zawału dostała.
      - Witaj, Mitsui-san - rzekł jak zawsze z przerażającym spokojem w głosie. - Chciałaś może coś ode mnie?
      - Owszem, Kuran-senpai - rzekła dzielnie Aya. - Jeśli pozwolisz, chciałabym zadać kilka pytań.
      - Nie muszę ci na nie odpowiadać, ale mimo tego mogę ich wysłuchać. - Przeszył ją wzrokiem.
      - Czemu to wtedy zrobiłeś? - spytała odważnie.
      - Co masz na myśli?
      - Dobrze wiesz. U pielęgniarki. Przyłożyłeś dłoń do mojej głowy i coś zrobiłeś. To dzięki temu wtedy zasnęłam. I o to właśnie chcę spytać: dlaczego mi pomogłeś? Nie musiałeś przecież.
      - Może cię zdziwię, ale nie jestem AŻ TAK bezdusznym potworem, jak ci się zdaje - odparł.
      - Hm, w takim razie muszę ci podziękować. - Szlag, co za bezsens! - Ale chyba wiesz, że mimo tego, co zrobiłeś, moje stanowisko wobec ciebie się nie zmieni.
      - Domyślam się. Teoretycznie też rozumiem, dlaczego tak mnie nienawidzisz. Choć uważam to za niesamowicie niemądre, w końcu to nie ja jestem winien temu, co stało się w twojej rodzinie. Ale rób, co chcesz. Choć miło by było, gdybyś chociaż starała się być milsza i posłuszniejsza.
      - I co jeszcze? - spytała zgryźliwie.
      - To wszystko - odrzekł.
      Już chciał odejść, gdy nagle się zatrzymał.
      - Ale, ale, mam pewną radę. - Przeszył dziewczynę spojrzeniem. - Uważaj. Naprawdę uważaj.
      - Na co mam uważać? - zapytała lekko przestraszona.
      Kaname jednak nie odpowiedział i odchodził już w kierunku szkoły.

      - Kao-chan, naprawdę nie zamierzasz się uczyć? - zapytała Aya. Było już dość późno, ale wciąż siedziała nad książkami. Siostra natomiast po jakiejś półgodzinnej nauce stwierdziła, że ma zły nastrój, więc i tak niczego nie zapamięta.
      - Nie - odparła krótko. Była już wykąpana i właśnie kładła się do łóżka.
      - Ech… - westchnęła Aya. Nie było co się z nią kłócić. Kaori była nie w sosie, więc raczej nie da się jej przekonać do nauki.
      - A ty po co się tak przemęczasz? Znowu chcesz być chora? - spytała Kao zrzędliwym tonem. - Zresztą nie musisz się uczyć, i tak bez problemu zdasz.
      - Też zdałabyś bezproblemowo, gdybyś poświęciła odrobinę czasu na naukę - oświadczyła Aya.
      - Dobranoc - rzekła tylko Kaori, ostentacyjnie kładąc się na lewym boku, twarzą w kierunku ściany.
      Aya z dezaprobatą pokręciła głową. Stwierdziła jednak, że na dziś wystarczy. Wstała od biurka i zaczęła przygotowywać się do kąpieli.

      Szybko się uwinęła. Wysuszyła włosy, ale zamiast przebrać się w piżamę, włożyła ciepłe ubranie. Poszła jeszcze na chwilę do pokoju, by sprawdzić, czy siostra śpi. Upewniwszy się, wyszła z akademika.
      Chciała po prostu pomyśleć. Wciąż działo się tyle niepojętych rzeczy, że aż trudno było to wszystko ogarnąć.
      Powinnam to sobie wreszcie poukładać…
      Nie wiedziała jednak, jak to zrobić. Wałęsała się więc bez celu po okolicy, myśląc o wszystkim i o niczym.
      - Aya? Co tutaj robisz? - usłyszała głos kolegi.
      - O, uhm… Cześć, Zero. Tak sobie spaceruję. Chciałam poukładać myśli, ale jakoś mi to nie wychodzi. Ach, no i z góry przepraszam, wiem, że wychodzenie z dormitorium w nocy jest zabronione - powiedziała, po czym obejrzała się dookoła. - A gdzie Yūki? - spytała.
      - Nagle dowiedzieliśmy się od dyrektora, że w Nocnej Klasie pojawiła się podobno jakaś nowa uczennica. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego powiedział nam o tym dosłownie na ostatni moment. Yūki miała ją oprowadzić po szkole. Pewnie patroluje teraz z innej strony. Prawdopodobnie zaraz przyjdzie.
      - Aha.
      Milczeli przez chwilę. Aya widziała, że prefekt też ma niepoukładane sprawy. Martwiła się o niego, bo domyślała się, że nadal zawraca sobie głowę sprawą z popołudnia. Nie chciała pytać, jak się czuje, bo bała się, że tylko go dobije.
      - Po tym, co dziś zobaczyłaś… - Nieoczekiwanie to Zero podjął temat. - Jak myślisz? Będziesz w stanie mnie zabić?
      - Nie wiem, chyba - mruknęła, nie patrząc mu w oczy. Nawet on, od lat do tego szkolony, miał skrupuły przed zabiciem kogoś. A to przecież był „tylko” nieznajomy. Czy ona znajdzie w sobie siłę i odwagę, by zabić przyjaciela?
      Zaraz, przyjaciela? Tak o nim pomyślała, ale czy faktycznie byli przyjaciółmi? Do licha, znali się ledwie od miesiąca i tak naprawdę łączyły ich tylko podobne problemy, podobne poglądy i obietnica. Nie, nie „tylko”. „Aż” to bardziej odpowiednie słowo. Więc może mogła go nazywać przyjacielem? Przynajmniej w myślach.
      Jak by nie było, musiała przyznać sama przed sobą, że nadal ma wątpliwości. Przyznała się do tego po chwili, po czym coś ją tknęło. Uniosła wzrok i spojrzała Zero w oczy.
      - A ty? Będziesz umiał mnie tak po prostu zabić? Tak jak ustaliliśmy?
      Dostrzegła w jego oczach cień wahania, ale szybko się go pozbył.
      - Jeśli… Jeśli zagrozisz komuś, kto jest mi bliski albo Kaori, która jest bliska tobie… Tak. W innych przypadkach nie jestem pewien, ale postaram się. - Zamilknął na kilka sekund. - Słuchaj, zamierzam bronić ważnych dla mnie osób tak długo, jak zdołam. Jeśli, dajmy na to, staniesz się poważnym zagrożeniem dla Yūki, zabiję cię. Tak samo jak zabiję każdego, kto waży się zagrozić tobie.
      Otworzyła oczy ze zdumienia. Zdecydowanie nie spodziewała się takiej deklaracji. Kiedy stała się jedną z „ważnych dla niego osób”? A może chodziło tylko o przysięgę, jaką sobie złożyli? Była dla niego ważna, bo miała go zabić. Tak, pewnie to o to chodziło.
      - Uhm, rozumiem. - Wzięła głęboki wdech. - Ja też cię zabiję - powiedziała w końcu. - Ale tylko jeśli naprawdę będzie trzeba - dodała. - Nadal mam nadzieję, że jakoś…
      - Wiesz, że to niemożliwe - uciął.
      Milczeli przez moment i tym razem był to nieco niekomfortowy jej rodzaj.
      - A właśnie… - zaczęła, chcąc jak najszybciej zmienić temat. - Mieliśmy sobie o wszystkim mówić - szepnęła. - W takim razie wiedz, że rozmawiałam dziś chwilę z Kuranem.
      Kiryū ponownie spojrzał na koleżankę.
      - Znów czegoś chciał? - spytał podejrzliwie.
      - Właściwie… Tym razem to ja chciałam go o coś spytać - wyznała, po czym opowiedziała mu o wszystkim - od tajemniczego oyasumi aż po dziwne ostrzeżenie z jego strony.
      Zero zaśmiał się ponuro.
      - I co, po tym wszystkim spełnisz jego prośbę i staniesz się „milsza i posłuszniejsza”?
      - Chyba żartujesz. Mam go gdzieś.
      Chłopak westchnął.
      - Też z nim rozmawiałem. Jeszcze przed otrzymaniem rozkazu ze Związku - powiadomił.
      Aya spojrzała na niego z zaciekawieniem.
      - Spytał mnie, czy wiem, dlaczego pozwala mi wciąż żyć - rzekł cicho.
      - Co takiego?! Co za… przeklęty dupek!
      Tak, jakby życie Zero zależało tylko i wyłącznie od Kurana, zbulwersowała się porządnie. Jak on w ogóle śmiał?!
      - Taak. W każdym razie…
      Widać było, że ciężko mu o tym wszystkim mówić.
      - Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz - powiedziała łagodnie Aya.
      - Wiem, ale mamy umowę. Zresztą jesteś jedyną osobą, z którą mogę w ten sposób porozmawiać.
      No tak, Yūki pewnie nie chciała słyszeć na Kurana ani jednego złego słówka, tak zaślepiona nim była.
      - W takim razie słucham.
      - Oświadczył, że mogę żyć, ponieważ jestem użyteczny dla Yūki - prychnął. - Zawsze ją obronię i nigdy jej nie zdradzę.
      To akurat fakt. Nigdy by jej nie zdradził, są przyjaciółmi, a może nawet kimś więcej? Jednak Kuran zachował się okropnie. Jak on mógł powiedzieć coś takiego?! Ponownie przypomniała też sobie wydarzenia z popołudnia, polowanie na wampira Poziomu E. I wyraz twarzy Zero, gdy Yūki dziękowała mu za uratowanie życia. To dlatego był wtedy taki wstrząśnięty, zauważyła.
      - Nie wiem, co... - zaczęła.
      - Nie musisz nic mówić - przerwał jej chłopak. - Po prostu chciałem ci powiedzieć.
      - Ale… Co zamierzasz teraz zrobić? - spytała.
      - On… w pewien sposób ma rację. Chcę chronić Yūki. Ale równocześnie ją ranię… To bez sensu.
      Aya zauważyła w oddali Kurosu, więc pomyślała, że najwyższy czas się zwijać. Nie miała ochoty się z nią widzieć, a poza tym, jak by nie patrzeć, nie powinno jej tu być.
      - Chyba już pójdę - rzekła. - Do zobaczenia.
      Zero skinął głową.
  
      Aya poczęła oddalać się w stronę przeciwną od tej, z której szła teraz córka dyrektora. Postanowiła nie wracać od razu do dormitorium, tylko trochę jeszcze pospacerować. Miała świadomość, że to głupie, bo znów się nie wyśpi, ale z drugiej strony, sobota pozwalała na dłuższe wylegiwanie się w łóżku. Co prawda powinna się uczyć, ale Kao miała rację. I tak zda, pytanie, na ile.
      Przechadzała się, wpatrując się raz w ziemię, a raz w rozgwieżdżone niebo. Chciała się trochę uspokoić, ale czuła się tylko gorzej, zupełnie tak, jakby zaraz miało się coś wydarzyć. Coś złego.
      I wtedy poczuła zapach. Wydawał się równocześnie zupełnie obcy, jak i dziwnie znajomy, jakkolwiek by się to wzajemnie nie wykluczało. Podniosła wzrok i ujrzała przed sobą nową uczennicę Nocnej Klasy. Ubrana była oczywiście w biały mundurek, miała długie, proste, szare włosy i uśmiechała się delikatnie. Szczerze mówiąc, sprawiała bardzo urocze wrażenie, ale miała w sobie coś, co Ayę zaniepokoiło. I bynajmniej nie był to sam fakt bycia wampirzycą-arystokratką.
      - Och, witaj! - powiedziała teoretycznie wesoło, ale w jej głosie słychać było jakąś gorycz. - Czy uczniowie Dziennej Klasy nie powinni przypadkiem spać o tej porze? - zapytała niewinnym głosikiem. - Och, cieszę się jednak, że tu jesteś! Miałam nadzieję, że będzie mi dane cię spotkać…
      Aya otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. O co jej, do licha, mogło chodzić? Przecież się nie znały. Nie widziała jej wcześniej i była pewna, że ona jej też nie. Niby dlaczego miałaby chcieć się z nią spotkać? Czy to możliwe, że z kimś ją pomyliła? Jak by nie było, Aya nie zamierzała z nią rozmawiać. Postanowiła jak najprędzej się stamtąd zmyć. Nagle głęboko pożałowała, że zachciało jej się nocnych spacerów.
      - Wybacz, pójdę już - mruknęła.
      - Zaczekaj, proszę! - szepnęła wampirzyca tonem niby to grzecznym, a jednak nieznoszącym sprzeciwu. - Nawet się sobie nie przedstawiłyśmy, a przecież będziemy teraz koleżankami z tej samej szkoły! - rzekła. - Nazywam się Maria Kurenai.
      Brunetka zawahała się.
      - Aya Mitsui - odpowiedziała po chwili, choć wolałaby jej się nie przedstawiać.
      Nie miała ochoty na pogaduszki z tą dziwną wampirzycą, jednak ciekawiło ją bardzo to, kim jest i skąd się tu wzięła. Czy jej przyjazd był w ogóle wcześniej planowany? Dlaczego dyrektor nie powiedział o tej sprawie prefektom trochę wcześniej? Wszystko było jakieś podejrzane. Nawet fakt, że ta cała Kurenai nie była teraz ani w Księżycowym Dormitorium, ani z resztą Nocnej Klasy w szkole, tylko tu, w środku lasu, z nią, Ayą.
      - Mitsui? Czy aby na pewno? - spytała Maria.
      - Hę? - Aya przeraziła się, próbowała jednak nie dać tego po sobie poznać. Przecież ta nieznajoma nie mogła wiedzieć, że nie jest córką Reiko Mitsui, lecz Māyi Katayamy, prawda? - C-co masz na myśli, Kurenai-san?
      - Och, nic szczególnego. Wybacz, może cię z kimś pomyliłam.
      Nowa uczennica zbliżyła się do Ayi. Ponieważ była od niej niższa o jakieś dziesięć centymetrów, lekko uniosła głowę, by spojrzeć jej prosto w oczy.
      - A może nie? Kto wie…
      Przez nieznośnie długą chwilę Maria przeszywała Ayę wzrokiem. Ta była już przestraszona nie na żarty, ale dzielnie wytrzymywała wzrok wampirzycy. Mimo wszystko łatwiej było jej wytrzymać spojrzenie osoby tej samej płci co ona. Przy Zero czy Kaname było jej dużo trudniej.
      - Cóż, mniejsza o to. Porozmawiamy sobie dłużej kiedy indziej, teraz mam coś innego do załatwienia - rzekła, po czym dodała, już pozornie sympatycznie: - To na razie! - krzyknęła i oddaliła się.
      Aya przez moment nie mogła się poruszyć. Kto to jest, do licha? Szlag!
      Z niejakim zdumieniem zorientowała się, że cała się trzęsie. Pokręciła głową i puściła się biegiem do akademika, nie zatrzymując się ani na moment oraz w ogóle się nie rozglądając.
***
      Weekend minął jak z bicza strzelił. Aya i Kao trochę się uczyły, ale większość czasu spędziły zatopione w tylko sobie znanych myślach. Wówczas niemal nieoczekiwanie nastał poniedziałek. Minęły dokładnie dwa tygodnie od pamiętnych walentynek i niemal tyle samo dni od chwili, w której Aya poznała sekret Zero, a on jej. Tymczasem Ayi wydawało się, jakby minęła już cała wieczność. Podobnie jak od przybycia do Akademii Kurosu - w istocie był to zaledwie miesiąc, aż trudno uwierzyć…
      - Potańcówka? - spytała Yūki. Trwała właśnie jedna z przerw. Aya rozmawiała z prefektami i Yori, Kaori zaś stała obok z Mio i Nio.
      - Zapomniałaś? - zdziwiła się Wakaba.
      - Eee… - Kurosu speszyła się lekko. - Niespecjalnie jestem zainteresowana tańczeniem z kimkolwiek - przyznała, choć Aya dałaby sobie rękę uciąć, że w istocie marzy o tańcu z tym okropnym Kaname Kuranem. - Bardziej mnie teraz przeraża nadchodzący egzamin końcowy. Prawda, Zero? - zwróciła się do przyjaciela. Ten, wyrwany z zamyślenia, spojrzał na koleżankę.
      - Hę? Więc… - zaczął.
      - Ty faktycznie zapomniałaś…  - szepnęła Sayori, nie czekając, aż Zero dokończy. Chyba przyjął to z ulgą, bo nie wyglądał na chętnego do pogaduszek. - Tradycyjna akademicka potańcówka… Zasada głosi, że klasa z najgorszymi wynikami na egzaminie końcowym będzie musiała pomagać w przygotowaniu wystroju. Powinnaś o tym doskonale wiedzieć, przecież twój tata jest dyrektorem.
      - Ależ wiem o tym, wiem, po prostu jakoś nie mam do tego głowy - mruknęła Yūki z westchnieniem. Na lekcjach nie radziła sobie najlepiej, więc Aya podejrzewała, że nie bez przyczyny boi się egzaminów.
      - Martwię się, panno Yūki Kurosu - rzekł poważnym tonem Kasumi Kageyama, chłopak z okularami na nosie, który podszedł właśnie do grupki. - Ty zawsze zaniżasz klasowy poziom.
      - Przewodniczący klasy, to było okrutne - stwierdziła Yori.
      Kageyama wyglądał na nieco zdenerwowanego. Panią prefekt wstrząsnął lekki dreszcz.
      - Potańcówka to uroczyste wydarzenie - kontynuował niezrażony uczeń - w którym Nocna i Dzienna Klasa uczestniczą wspólnie. Jeśli stracę okazję zatańczenia z Ruką-san z Nocnej Klasy, znienawidzę cię na wieki!
      Yūki trochę się zestresowała, przewodniczący był teraz naprawdę wściekły. Znany był jako największy fan Ruki Sōen z Nocnej Klasy.
      Zero patrzył na to wszystko ze znudzeniem, Aya natomiast tylko przysłuchiwała się tej żałosnej rozmowie.
      - O nie… Chyba muszę ostro zakuwać! - rzekła Kurosu, gdy przewodniczący klasy się oddalił.
      - Dlaczego nie poprosisz taty, żeby załatwił ci jakiegoś dobrego korepetytora? - zapytała Yori.
      Aya poczuła zapach wampirów - jeden normalny, a drugi…
      No nie! To ta dziwna Kurenai, przeraziła się.
      - Hę? Co jest? - zdziwiła się Yūki.
      Słysząc jakieś zamieszanie, wszyscy się odwrócili, Kao wraz ze swoimi koleżankami również.
      - Nie możesz tamtędy iść! - usłyszeli. - O tej porze jest tam jeszcze Dzienna Klasa, Mario.
      Uczniowie zauważyli nową uczennicę Nocnego Wydziału, a także Takumę Ichijō, zastępcę przewodniczącego Księżycowego Dormitorium, który za nią gonił i nieumiejętnie próbował przekonać ją, by zawróciła. Wokół zapanowała wrzawa, wszyscy chcieli zobaczyć, co się dzieje.
      Hm, jakaś nowa z Nocnej Klasy?, zdziwiła się Kaori. Ponieważ Maria przybyła w weekend, nie miała okazji jej poznać, tak samo jak reszta Dziennej Klasy - z wyjątkiem Yūki, która ją oprowadzała, oraz Ayi, która miała nieszczęście natknąć się na nią w lesie.
      - Z tego będzie wielki problem - jęknął Ichijō.
      - Trochę przesadzasz - oświadczyła swobodnie Maria. - Chcę się tylko rozejrzeć po stołówce - oświadczyła, po czym powiedziała coś jeszcze do samej siebie, a jej oczy dziwnie zabłysły, gdy spojrzała w stronę Zero. Ten zaś był jakby w szoku, przez chwilę po prostu patrzył na wampirzycę.
      Nowa zaczęła nagle biegiem uciekać Takumie, trochę jak niepokorne dziecko, które chce zrobić psikusa opiekunowi. Większość odebrała to jednak jako egoistyczne zachowanie panienki z wyższych sfer, która nawykła do robienia tego, co jej się żywnie podoba.
      - Maria! - krzyknął Ichijō.
      - Ech, coś jest nie tak. Dlaczego Nocna Klasa… - Yūki już chciała coś zrobić, ale Kiryū złapał ją za rękę, tym samym powstrzymując. Dziewczyna spojrzała na przyjaciela ze zdziwieniem.
      - Nie zbliżaj się do niej - poradził prefekt, choć jego ton wskazywał raczej na rozkaz. - Zostaw ją. Zastępca coś wymyśli.
      Ni stąd, ni zowąd pojawił się Hanabusa. Zagarnął Yūki do siebie.
      - Yūki-chan, witaj! - powiedział przymilnie.
      - Aidō-senpai?! - krzyknęła dziewczyna, gdy wampir ją przytulił.
      Kao spojrzała na to z nienawiścią w oczach.
      - Jej! Aidō-senpai też tu jest! - rozwrzeszczały się fanki. - Nie! Przytula ją! - załamały się.
      Hanabusa coś tam jeszcze szeptał do pani prefekt. Miał cwany uśmieszek na twarzy, Yūki zaś była coraz bardziej zezłoszczona jego zachowaniem. Wreszcie go odepchnęła.
      - Mogę chwilę z tobą porozmawiać, Aidō-senpai? - spytał Zero.
      - Heh, to się dobrze składa. Też chciałem zamienić z tobą parę słów - oświadczył.
      - Hę? Czekaj, Zero… - zaczęła Kurosu.
      - Yūki… Uważaj na tę „Marię Kurenai” - ostrzegł ją Kiryū. Zanim oddalił się wraz z Hanabusą, zdążył jeszcze posłać Ayi spojrzenie przekazujące jej to samo.
      - To ty powinieneś uważać, żeby nie wywołać bójki! - krzyknęła za nim pani prefekt.
      - Wiem - odparł jeszcze, nawet się nie odwracając.
      - Martwię się - szepnęła Wakaba.
      - Będzie z nim dobrze - odrzekła Yūki. - Chyba.
      - Nie, chodzi mi o ciebie - sprostowała.
      - Przepraszam, Yori! - krzyknęła Yūki i dokądś pognała.
      Aya patrzyła ze zdziwieniem na biegnącą koleżankę. Co się tu, do cholery, działo? Wszyscy powariowali?
      - Hej, prefekcie! Wytłumacz się, no! - wrzasnęła któraś z uczennic. Fanki Nocnej Klasy puściły się biegiem za Kurosu. - Co to przed chwilą miało być?!
      Właśnie, dodała w myślach Kao.
      - No, już się tak nie dąsaj - zwróciła się do siostry Aya. Ta spojrzała na nią z nieukrywaną złością.
      - Dureń! - powiedziała.
      Miała na myśli tego porąbanego wampira czy mnie?, zastanawiała się Aya. Ech, zresztą nieważne. Hm… Ciekawa jestem, o czym rozmawiają Zero i Aidō. Żeby się tam tylko nie pozabijali… Westchnęła. I o co chodzi z tą Marią Kurenai? Ona… Jest jakaś taka… inna. Chyba. Nie potrafię tego zrozumieć. Zasmuciła się i oparła o ścianę.
      - Co masz taką minę? To ja powinnam być załamana! - Kao lekko trąciła siostrę w bok.
      - Hę? Ale przecież ja nie jestem załamana… - zaczęła zdezorientowana Aya.
      - Och, masz minę, jakbyś znowu się czymś zamartwiała! Co się stało tym razem? - zapytała z miną detektywa.
      - Nic, nie wiem, o co ci chodzi - odparła oschle Aya. - Pójdę się przejść.
      - „Nic”, jasne! - prychnęła Kaori.
      Aya się oddaliła, a Kao też postanowiła trochę pospacerować. Pomachała jeszcze Mio i Nio, po czym udała się na przechadzkę.

      Zero poprowadził Hanabusę na jeden z dostępnych dla uczniów balkonów na piętrze. Aidō zachichotał, spoglądając na oczekujące z dala fanki.
      - Hehe, kiedy jesteś obok, dziewczyny dla odmiany do mnie nie podchodzą, bo się ciebie boją. To bardzo wygodne, ale przyznam, że czuję się trochę samotny - rzucił figlarnym tonem. - Więc? -  Zmienił ton na poważniejszy. - O co chodzi?
      - Czy Maria Kurenai ma jakiś związek z „tą kobietą”? - zapytał Zero. Choć głos miał spokojny, tak naprawdę gotował się w środku. To, co poczuł, gdy ją ujrzał… Do licha, to było straszne…
      - Kim jest „ta kobieta”? - spytał Hanabusa.
      Zero odpowiedział dopiero po kilku sekundach.
      - Shizuka Hiō.
      - Cóż za z ciebie typ… Żeby tak mówić o naszej Księżniczce Czystej Krwi? Bez grzecznościowych przyrostków? Nieładnie… - Aidō zamilknął na moment. - Z drugiej strony, co się dziwić. W końcu to ona wymordowała twoją rodzinę… - Westchnął ciężko. - Więc… Kurenai to odlegli krewni wielmożnego rodu Hiō, to wszystko. Masz z tym jakiś problem?
      - Nie sądzisz, że mogło być tak, iż nikt nie słyszał o Hiō od czterech lat dlatego, że ta zmieniła wygląd?
      Od razu nasunęło mu się to na myśl. Od razu, gdy tylko ujrzał Marię Kurenai. On to po prostu czuł… Ona musiała mieć coś wspólnego z Shizuką. Musiał dowiedzieć się jak najwięcej, by podjąć stosowne kroki. O niczym tak nie marzył jak o zemście za rodziców i młodszego brata… Choć kochał ich tak bardzo, zostali mu odebrani w tak nagły i bezlitosny sposób… A on sam? To przez nią stał się potworem zamiast piąć się po szczeblach kariery w Związku Łowców. To ona, Shizuka Hiō, stała za całym złem, które go spotkało.
      Postanowił porozmawiać właśnie z Aidō po części dlatego, że akurat był pod ręką, po części z tego powodu, że, choć często zachowywał się wręcz idiotycznie, tak naprawdę był najbardziej inteligentną osobą w Nocnej Klasie… a pewnie i w całej Akademii.
      - Nic mi o tym nie wiadomo - przyznał ze spokojem, ale i powagą Hanabusa. - Tak naprawdę jedynymi, którzy w pełni znają i rozumieją umiejętności czystokrwistych są tylko ci, którzy sami do tej kategorii należą - wyznał. Choć uważał się za przyjaciela Kaname i bardzo chciał prawdziwie go poznać, tak naprawdę prawie nic o nim nie wiedział. Nie znał też jego ukrytych zdolności. Klasa A była najbardziej skrytą ze wszystkich. - Niemniej istotniejsze jest chyba to, jak ty się czujesz, co? - Aidō spojrzał na Zero. - Tak naprawdę tylko ty, no, może poza innymi czystokrwistymi, jesteś w stanie stwierdzić, jak jest naprawdę. W końcu to ciebie wiąże z Shizuką-sama „krwawa więź”…
      Zero szeroko otworzył oczy. Aidō wiedział… Domyślił się czy Kuran ufał mu na tyle, by mu powiedzieć?
      - Tylko ty… - powtórzył cicho Hanabusa. W tej samej chwili oboje dostrzegli w oddali Marię Kurenai. Ta posłała Zero nic niewyrażające spojrzenie, po czym zniknęła za rogiem.

      - Kao-chan! - zawołał słodko Aidō. Gdy tylko reakcja Kiryū na jego słowa potwierdziła jego przypuszczenia, że Shizuka-sama zamieniła go w wampira (nawiasem mówiąc, to ciekawy przypadek, jak to możliwe, że reszta Nocnej Klasy niczego nie zauważyła? To kwestia tatuażu czy może zabiegów Kaname-sama?), nie żegnając się z prefektem, udał się na poszukiwania Kaori Mitsui.
      - Czego chcesz? - odparła oschle.
      - Coś się stało? Nie masz humorku czy jak? - spytał blondyn. - A może… - zaczął. - Chodzi o Yūki-chan? - Uśmiechnął się serdecznie.
      - I co w tym śmiesznego? A tak w ogóle to po co przyszedłeś? - Dziewczyna trzymała dystans.
      - Przyszedłem się z tobą zobaczyć, rzecz jasna! Co śmiesznego? Hm… Chyba to, że jesteś zazdrosna. To takie słodkie! - rzekł z promiennym uśmiechem, a Kaori się zarumieniła. - Z Yūki tylko się drażnię. Ona chyba za mną nie przepada, więc to wykorzystuję, bo mnie to bawi. Nie masz się czym martwić.
      - Ja się wcale nie martwię… - zaczęła. - No… Nieważne.
      - Wybaczysz mi? - zapytał zawadiacko.
      - Pomyślę nad tym. - Rozpromieniła się. W końcu ma prawo robić, co chce… Dopóki jest, jak jest, będzie dobrze!
      - Dziękuję, Kao-chan. - Złapał jej rękę i delikatnie ją pocałował. Kaori poczuła się jak w zachodnim filmie.
      Chwilę rozmawiali na niezobowiązujące tematy. Dziewczyna chciała się dowiedzieć, o czym jej idol rozmawiał z Zero, ale ten stwierdził, że to głupoty, a potem musiał już iść.
      - Kaname-sama pewnie jest już strasznie zdenerwowany tym całym zamieszaniem, więc nie będę go jeszcze bardziej dobijał - rzekł wesoło na odchodnym.
      -Racja - przyznała.
      - W takim razie… Do zobaczenia na balu! - powiedział czarującym tonem i puścił do dziewczyny oko.
      Niezdolna wykrztusić ani słowa, patrzyła tylko, jak jej cud-chłopak dziarskim krokiem się oddala.

      Aya szła powoli, patrząc w ziemię. Po pamiętnej przerwie, na której po raz drugi w życiu ujrzała Marię Kurenai, nie mogła skupić się na zajęciach.
      Dlaczego tak się denerwuję? I… czemu się boję? Nie rozumiem. Dlaczego wszystko musi być takie trudne? A każda tajemnica skrywa kolejną… Jak to jest normalnie żyć?
      - Hej, uważaj trochę.
      Dziewczyna omal nie wpadła na Zero, który zręcznie zrobił unik.
      - Oj, przepraszam. Zamyśliłam się.
      - Właśnie widzę - odparł. - Co jest? - spytał, widząc niepokój malujący się na twarzy koleżanki. Od tamtej przerwy nie mieli okazji porozmawiać.
      - Hm, właściwie to nie jestem pewna. Ta Maria Kurenai… - zaczęła.
      Zero spojrzał na nią.
      - Zrobiła ci coś? Chciała czegoś od ciebie? - spytał nerwowym głosem.
      - Ehm… Rozmawiałam z nią w nocy z piątku na sobotę. To znaczy… Po naszej rozmowie, w drodze do akademika, natknęłam się na nią. Jej zapach…
      - Zapach?
      - Jest jakiś taki dziwny. Inny… Wydaje mi się… Nie wiem, jak to ująć. Niby poczułam go po raz pierwszy, ale mimo to wydał mi się znajomy… Wiem, że to głupie…
      Kiryū wyglądał na mocno niespokojnego.
      - Coś się stało? - spytała cicho Aya, coraz bardziej zestresowana.
      - Ona… Myślę, że to może być „ta kobieta” - szepnął.
      - „Ta kobieta”? Masz na myśli…
      - Shizukę Hiō. Tak. Tę, która wymordowała mi rodzinę i… no wiesz. - Niedbałym gestem wskazał na szyję.
      - To ona? Maria Kurenai?
      - Nie jestem do końca przekonany. Ale kto wie, co potrafią czystokrwiści? Być może umieją zmienić postać. Możliwe, że to dlatego przez cztery lata nie było o niej słychać…
      Aya stała nieruchomo i ze strachem wpatrywała się w prefekta.
      - Rozmawiałem o tym z Aidō. Kurenai to jakaś odległa krewna Hiō. I… on powiedział… że tylko ja mogę ją wyczuć, nawet jeśli występuje pod inną postacią. Bo łączy mnie z nią „krwawa więź”.
      Jego twarz wykrzywił grymas.
      - Zaraz… Aidō ci to powiedział? - chciała upewnić się Aya.
      - Tak.
      - Więc… on wie? O tobie?
      - Na to wygląda - odparł posępnie.
      Chwilę milczeli.
      - W takim razie, jeśli to rzeczywiście Shizuka… Nie ma w tym nic dziwnego, że ją wyczuwam. Ale dlaczego jej zapach wydał się dziwny tobie?
      - Nie wiem. Ona… ogólnie mówiła dziwne rzeczy. Powiedziała, że miała nadzieję, że będzie jej dane mnie spotkać. I kiedy się jej przedstawiłam, zdziwiła się, słysząc moje nazwisko, spytała, czy aby na pewno tak się nazywam. I jeszcze… podeszła i tak mnie przeszywała spojrzeniem… - Zadrżała.
      Zero patrzył na koleżankę w skupieniu.
      - Och, wybacz! - Aya zaśmiała się ponuro. - Pewnie dziwnie się zachowuję, ale muszę przyznać, że… boję się jej. Nie wiem czemu, ale tak jest… Uważasz, że to głupie, co?
      - Nie, ani trochę - odparł zdecydowanie. Przez moment milczał, ale potem dodał: - Słuchaj, nie wiem, co to wszystko ma znaczyć, ale jedno jest pewne. Nie powinnaś się do niej zbliżać. Proszę, bądź ostrożna.
      - Dobrze.
      Znów zapanowała chwila ciszy.
      - Zero?
      - Uhm?
      - Co zamierzasz zrobić? - spytała niemalże szeptem.
      - Masz na myśli Shizukę?
      Skinęła głową.
      - Marzę tylko o tym, by ją zabić - odparł szczerze. - Więc nie próbuj mnie zatrzymać czy zniechęcać, bo to będzie tylko strata czasu.
      - Nie zrobię nic takiego. Rozumiem cię. Ale…
      Zrobiła kilka kroków w kierunku chłopaka. Przez ułamek sekundy miała nawet ochotę go dotknąć, ale nie zrobiła tego.
      - Proszę, uważaj na siebie. I… masz się pozbyć tylko jej. NIKOGO więcej.
      Patrzyła mu prosto w oczy. Nie pozwolę ci później skończyć z samym sobą.
      - Rozumiem.

      - O, jesteś! - krzyknęła Kao.
      Dziewczyny spotkały się mniej więcej w połowie drogi do akademika. Aya nadłożyła drogi, bo rozmawiała z Zero, natomiast Kaori nie od razu wyszła po lekcjach ze szkoły, bo wdała się w pogawędkę z kilkoma osobami. Miała świetny humor, w przeciwieństwie do Ayi.
      - To jak, idziemy już do dormitorium? - spytała.
      - Uhm.
      Kontynuowały więc drogę powrotną. W pewnym momencie Kaori zatrzymała się. Aya szła dalej, wzrok miała wbity w ziemię, biła się z różnego rodzaju myślami. Przede wszystkim borykała się ze strachem. Nic nie mogła na to poradzić. Dziwne słowa i czyny Marii, niepokój o Zero…
      Kao natomiast zauważyła w oddali szarowłosego chłopaka.
      - Hej, Aya! Kiedy Zero zdążył się przebrać? Dopiero co skończyły się lekcje…
      - Hę? - Aya podniosła wzrok i spojrzała w kierunku wskazanym przez siostrę. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
      Chłopak wyglądał identycznie jak Zero. Dokładnie taka sama sylwetka, taki sam kolor włosów… Nie był jednak ubrany w mundurek, a na twarzy miał jakąś maskę. I, co najważniejsze, nie pachniał jak wampir.
      - To nie Zero… - szepnęła wstrząśnięta. Już sam fakt, iż dopiero co rozstała się z przyjacielem z zupełnie innej strony, mówił za siebie, ale przede wszystkim brak wampirzej woni…
      Czy to możliwe? Zero mówił jej, że miał młodszego brata, który umarł cztery lata temu, wtedy, gdy jego rodzice, ale nie wspomniał, że to był brat bliźniak, który zdecydowanie stał kilkanaście metrów od nich! I… Jak to możliwe, że on żył? Były dwie możliwości - albo Zero okłamał koleżanki, albo po prostu był przekonany, że jego brat nie żyje, podczas gdy tak naprawdę…
      - Mówiłaś coś? - spytała Kaori. - Zresztą nieważne... Hm, dziwne - stwierdziła. -  Co to za maska? Gorzej mu czy jak?
      Zaczęła iść w stronę chłopaka. Aya patrzyła w ziemię i próbowała uporządkować niektóre fakty.
      Nie wydaje mi się, żeby Zero miał nas oszukać. Bo niby po co? No dobrze, ale skoro nie wiedział, że jego brat przeżył… Nie, ważniejsze - skąd on się tu teraz nagle wziął? Główkowała chwilę. Zaraz… Możliwe, że nie przybył w tym momencie. Mógł się pojawić wcześniej, chociażby… Przeraziła się. W piątek wieczorem! Tamtej nocy pojawiła się nowa wampirzyca, która prawdopodobnie jest Shizuką Hiō w postaci Marii Kurenai. Shizuka to morderczyni rodziny Zero, jak się okazuje tylko rodziców, a nie też brata, a także jest osobą, która przemieniła Zero w wampira… Nie za dużo tych zbiegów okoliczności? Czy to możliwe, że… „drugi Kiryū” przybył tu wraz z Kurenai?! To się zgadza… Jeżeli byłby z nią, to… Ona tu dziś przyszła, mimo że jest dzień. Więc on mógł przyjść z nią… Podniosła ze strachem wzrok. Dopiero wtedy zauważyła, że Kao zbliża się do bliźniaka Zero. Przeraziła się jeszcze bardziej.
      - Kao! - krzyknęła. Chciała zrobić to jak najgłośniej, ale głos uwiązł jej w gardle. Siostra nie usłyszała.
      - Kiryū? Idioto, co się tak wygłupiasz? - spytała z cwanym uśmieszkiem.
      Chłopak nie zareagował. Stał jak stał, bokiem zwrócony ku dziewczynie.
      - Hej, może byś chociaż odpowiedział, co? - mruknęła zagniewana. - Wiem, że mnie nie lubisz. Ja ciebie też, ale mimo wszystko mógłbyś odpowiedzieć!
      Przebiegła ostatnie kilka kroków i zerwała maskę z twarzy kolegi. Ten spojrzał na nią, a w jego oczach malowało się coś między bezgranicznym zdumieniem a nienawiścią. Opanował się jednak szybko.
      Kao zamrugała kilka razy. Coś mi się tu nie zgadza, stwierdziła. Aura wokół niego jest jakaś taka inna. Jakby to nie był on! Dziwne…
      - Odezwiesz się w końcu? - spytała z wymuszonym uśmiechem.
      Nastolatek zmrużył lekko oczy i przeszywał ją wzrokiem.
      Spojrzenie niby to samo, a jest przecież całkowicie inne, zdziwiła się blondynka.
      - Ee… - zawahała się, nie mogąc oderwać wzroku od lawendowych oczu. - Nie to nie. Idę sobie - rzekła, choć tak naprawdę nie miała ochoty iść. Czuła się dziwnie. To spojrzenie działało na nią jak magnes. Zmusiła się jednak do wciśnięcia mu do ręki maski i odwrócenia się. Już chciała odejść, gdy poczuła, że chłopak lekko złapał ją za rękę. Chciał coś powiedzieć, ale wtedy nadbiegła Aya. Złapała mocno siostrę z drugiej strony. Chłopak zaś ją puścił. Aya pospiesznie pociągnęła Kao za sobą.
      - Hej, co jest? - spytała zdezorientowana Kaori.
      - Nic.
      - Nie uważasz, że Zero zachowywał się dziwnie?
      Nie mogę jej powiedzieć, że to nie on!
      - Sama mówiłaś, że często się tak zachowuje.
      - Nie. To znaczy mówiłam, że dziwnie się zachowuje, ale nie TAK.
      - Przesadzasz. Nie myśl o tym, tylko o jutrzejszych egzaminach! - poradziła.
      Kaori chyba to wystarczyło, bo zachmurzyła się i zaczęła myśleć o przerażającej ilości informacji, które powinna była przyswoić już dawno temu.
      Aya zaś znów zaczęła się zastanawiać, co zrobić w tej niecodziennej sytuacji.

      Aya próbowała się uczyć. Naprawdę. Jednak za nic jej to nie wychodziło. Ostatecznie tylko siedziała przy biurku i wpatrywała się w zeszyty i książki.
      Co mam zrobić? Czy Zero już wie? Ciekawe, co teraz robi… A Shizuka i „ten drugi”? Zaraz, Zero chce zabić Hiō, a jego brat prawdopodobnie przybył tu właśnie z nią. I chyba z własnej woli. Czy to nie oznacza, że są teraz wrogami? Pokręciła głową. Nie, to niemożliwe. Rodzeństwo powinno się kochać i nawzajem wspierać, a nie nienawidzić. Poza tym to bliźniacy. Spędzili ze sobą tyle lat… Jejku, jak można było rozdzielić bliźniaków? Przecież… Zawsze myślałam, że to jakby… jedna osoba w dwóch ciałach…
      Kaori gryzła ołówek, myśląc nad czymś intensywnie.
      - No nie mogę! - wybuchła wreszcie. - Nēsan, wytłumaczysz mi to?!
      - Hę? - mruknęła nieprzytomnie Aya.
      - Ty się w ogóle uczysz? Wyglądasz dziwnie - stwierdziła. - Wiem! Za dużo nauki! Słuchaj, jestem pewna, że ty i tak wszystko doskonale umiesz, więc się nie zamęczaj i zamiast biernego siedzenia nad książkami, pomóż lepiej swojej biednej siostrzyczce! Jestem w kompletniej rozsypce!
      No już, uspokój się. Wszystko się ułoży. Kiedy Zero i „ten drugi” się spotkają, na pewno wszystko sobie wytłumaczą i znów będą mogli być razem. A ja nie powinnam się w nic wtrącać. Mam swoje sprawy. Teraz na przykład pomogę młodszej siostrze w nauce… Wmawiała sobie to wszystko, ale tak naprawdę strasznie się denerwowała.
      - To czego nie rozumiesz? - spytała wreszcie.
      - Hm… No to tak… Tego... Tego… No i jeszcze tego i tego - mówiąc, wciąż pokazywała kolejne to zagadnienia. - Ach, no i jeszcze tego - dodała.
      - Ale… to połowa całego materiału… - odparła zdezorientowana Aya.
      - No wiem, wiem! - przyznała Kao. - Pomożesz?
      - Hm, no tak. Mam jakieś wyjście?
      - Dzięki!
      - W takim razie bierzmy się do roboty.
      - Tak jest, generale!

      - No dobra i teraz podstawiasz tę wartość pod X - tłumaczył Kaien, nachylając się nad siedzącą przy biurku Yūki.
      - Co? Ale dlaczego? - zdziwiła się, drapiąc się po głowie.
      - Ee, no bo… Jak by to…? - Dyrektor nagle wyczuł Zero i odwrócił się w jego kierunku. Miał nadzieję, że wreszcie przyjdzie. Czekał na niego, ale chłopak jak zwykle się ociągał. - O, Zero-kun, jesteś w samą porę!
      - Zero? - Yūki najwyraźniej zdziwiła się na jego widok. Kaien nie uraczył jej bowiem wiadomością, że po niego posłał.
      - Dobrze, że jesteś. Chodź, wytłumacz to Yūki, bo ja idę na obchód. Podczas sesji egzaminacyjnej to moja robota, nie? No, dzieciaki, do roboty! - zawołał wesoło.
      - Co? Korki Zero? Ale ja nie chcę z nim. - Dziewczyna wydymała usta, w istocie zwyczajnie obawiając się, że oberwie jej się z powodu luk w wiedzy. Przybrany ojciec miał zdecydowanie więcej cierpliwości i był bardziej wyrozumiały (oraz delikatny w słowach), kiedy przychodziło do korepetycji. Zero zdjął marynarkę i powiesił ją na krześle. Nie wydawało się, by słowa przyjaciółki zrobiły na nim jakiekolwiek wrażenie.
      - Ale jeśli nie chcesz, to w porządku - powiedział cicho dyrektor do Zero. Rozumiał, że chłopak może być w dołku emocjonalnym (w końcu zdarzało mu się to bardzo często - z wiadomych przyczyn), więc nie chciał wymagać od niego zaangażowania, jeśli miał akurat problem.
      - Nie, zrobię to - powiedział ze spokojem. Usiadł obok Yūki.
      - W takim razie zostawiam to tobie. - Dyrektor uśmiechnął się. - Hm. Nie chciałbyś może o czymś porozmawiać?
      - Nie, w porządku.
      - Dobra, w takim razie lecę. Powodzenia - rzucił swobodnym tonem dyrektor, nim zniknął w korytarzu.
      Prawdą było, że żadne z nich nie mogło się do końca skupić. Niemniej Zero - mimo większej ilości kłopotów na głowie - i tak wychodziło to lepiej niż Yūki.
      - Hej, przed chwilą pomyliłaś się dokładnie w tym samym miejscu - zauważył, ale nawet nie podniósł głosu. Fakt faktem, że często w podobnych sytuacjach tracił cierpliwość i był dla koleżanki nieprzyjemny, ale teraz miał ważniejsze sprawy niż przejmowanie się takimi pierdołami. Do licha, był już pewien niemal na sto procent, że Maria Kurenai to Shizuka Hiō. Wiedział, że nadszedł czas, na który tak długo czekał. Czas zemsty…
      - Oj, rzeczywiście - zmartwiła się Yūki. - Okej, jeśli więc dobrze pamiętam, powinnam teraz podstawić tu tę liczbę i… - Wyczuła, a być może kątem oka zauważyła, że wzrok Zero, zamiast na jej zeszycie, skupił się na niej. - Tak?
      - Tak - potwierdził, uśmiechając się lekko. Odebrała to jako zachętę, ale on myślami był gdzie indziej. Wreszcie, po czterech długich latach, będzie mógł się zemścić…
      Automatycznie przyłożył rękę do szyi. Znowu. Ostatnio wciąż się to zdarzało… i uważał to za potwierdzenie swoich podejrzeń co do Kurenai.
      - Zero, przed chwilą też dokuczała ci szyja - zauważyła Yūki. - Co ci jest? - spytała z troską.
      - Miejsce, w które ugryzła mnie „ta kobieta”, boli - wyznał cicho. Utkwił wzrok w nieokreślonym punkcie i powiedział niczym w transie: - Nie było ani jednej nocy, bym nie myślał o tym, co się wtedy stało. O tym, jak się nami bawiła, jak nami pogrywała… To ona jedna była przyczyną tego całego morza krwi cztery lata temu. - Zamilknął na moment. - Mimo tego, wciąż żyję, bo…
      Bo pragnę zemsty. I bo ty tu jesteś, dokończył w myślach. Yūki zapełniła tę pustkę w jego sercu, która pozostała po jego bracie. Tak bardzo go kochał… Najmocniej na świecie, nawet bardziej niż rodziców. W końcu był jego drugą połówką. Kiedy go stracił, był przekonany, że już się nie podniesie. Ale wtedy pojawiła się ona. Znów miał o kogo dbać, dla kogo się starać, o kogo się troszczyć.
      Yūki nieoczekiwanie zbliżyła się do niego i położyła swoją prawą dłoń na jego lewej, przyciśniętej do szyi.
      - Zero, co się dzisiaj z tobą stało? - zapytała zaniepokojona, wpatrując się w niego tymi swoimi wielkimi, brązowymi oczyma, tak niewinnymi i naiwnymi. - Martwię się, bo jesteś za cichy. Nie wrzeszczysz na mnie, mimo że wciąż się mylę. - Uśmiechnęła się z lekkim zawstydzeniem. - A może to tylko zmęczenie, co? Tak, to pewnie to - stwierdziła, po czym odsunęła od niego rękę, wstała i odwróciła się, zmierzając ku korytarzowi. - Zaraz zrobię ci kawę, to postawi cię na nogi i…
      Urwała, bo nagle poczuła, że złapał ją od tyłu. Stał tuż za nią, splatając jej palce ze swoimi. Czuła, jak nad nią górował. Nawet nie spróbowała się odwrócić.
      - Poważnie, co jest nie tak? - zapytała znowu. Naprawdę się o niego martwiła, ale on jak zwykle o niczym jej nie mówił. Szczerze mówiąc, była trochę zazdrosna o Ayę, bo miała wrażenie, że Zero wtajemnicza ją w więcej spraw niż ją. Z drugiej strony, dlaczego miałby to robić? Ona znała go od czterech lat, był dla niej jak starszy brat, a Aya pojawiła się w ich życiu dopiero jakiś miesiąc temu. - Zero? Chcesz krwi? - Pomyślała, że to o to chodzi. Skoro bolała go szyja, może również dopadł go głód?
      - To między innymi dzięki tobie mogłem i nadal mogę żyć - szepnął tak cicho, że nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Poczuła, jak się od niej odsuwa.
      - Zero? - Tym razem już się odwróciła i spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale on na nią nie patrzył. Sięgnął po marynarkę przewieszoną na krześle i zarzucił ją sobie na ramię.
      - Wracam do akademika - rzucił już w drzwiach. - Nie zapomnij, czego cię nauczyłem.
      - Postaram się. - Uśmiechnęła się słabo. - To dobranoc. Dzięki za korki.
      - Nie ma za co. - Również posłał jej coś na kształt uśmiechu. - Dobranoc.
      Wyszedł, już się nie odwracając.

      - No i widzisz? Wcale nie było tak źle, co?
      - W sumie racja, jak się zastanowić, to było nawet proste… - dumała Kaori. - Ech, po prostu nauczyciele źle tłumaczą! Tobie zaś zawsze uda się mnie wszystkiego nauczyć!
      - To nie nauczyciele źle tłumaczą, tylko ty nie słuchasz - stwierdziła z przekąsem Aya.
      - Oj, czepiasz się. Zresztą ty też często wyglądasz na lekcjach na nieobecną, więc jakim cudem wszystko umiesz?
      - Są jeszcze książki, Kao-chan. Całe mnóstwo książek, do których warto czasem sięgnąć.
      - Tylko nie to! - zaśmiała się Kaori, machając rękoma w obronnym geście.
      - Dobra. Słuchaj, zaczyna się robić późno. Koniec nauki.
      - Co? - zdumiała się Kao.
      - Tak naprawdę przed egzaminem trzeba porządnie wypocząć i się zrelaksować. Dlatego najlepiej idź jeszcze do Mio i Nio, pogadajcie sobie i pożartujcie, potem weź długą kąpiel, a następnie po prostu połóż się spać.
      - Wow! Super pomysł! To lecę! - Kao nie trzeba było długo namawiać, natychmiast skorzystała z przyzwolenia, rzuciła zeszyty na podłogę i wybiegła z pokoju.
      Aya westchnęła. To co mam teraz zrobić?, spytała samą siebie. Martwię się. Spojrzała za okno. Było już ciemno. Zgasiła światło i zaczęła wpatrywać się w księżyc. Czy poszedł już do Shizuki? Czy spotkał się z bratem?
      Nie mogła przestać się zamartwiać. Padła na łóżko. Dopiero wtedy zauważyła, że wciąż jest w mundurku. Stwierdziła, że nie ma jeszcze ochoty na przygotowanie się do snu, przebrała się więc w normalne ubranie. Z ulgą założyła dżinsy i luźną czarną bluzkę z długim rękawem. Jak wygodnie! Mam już dość tych całych mundurków - krótkich spódniczek, białych bluzek i marynarek…
      Przez moment siedziała nieruchomo na łóżku. Usłyszała Kaori, Mio i Nio. Śmiały się serdecznie tuż za ścianą. Cieszę się, że Kao-chan może się tak śmiać i uśmiechać. Mam nadzieję, że jej życie będzie wolne od wszelkich trosk.
      Zaczęła przechadzać się po pokoju. Nie! Nie mogę… Już nie wytrzymam!
      Za bardzo się denerwowała. Nie dając sobie czasu do namysłu (wówczas pewnie by stchórzyła), pędem wybiegła z dormitorium. Pobiegła do akademika chłopaków. Zero nie było w pokoju.
      Muszę go poszukać, postanowiła. Bała się, że może wydarzyć się coś złego. A przeczucie raczej rzadko ją zawodziło.

      Zero wcale nie wrócił do akademika, nie mógł. Całe jego jestestwo pchało go w zupełnie innym kierunku, w objęcia przeznaczenia i zemsty.
      Stała na środku dużego pomieszczenia, idealnego do walki. Wiedziała, że do niej przyjdzie, wiedziała, czego on chce. A czego pragnęła ona? Jaki właściwie był jej cel?
      - Ależ oczywiście - powiedziała jakby do siebie. - Możesz mnie wyczuć.
      Przyspieszył kroku.
      - Ponieważ pomiędzy nami istnieje silna więź. - Przymknęła oczy. - W tej chwili tylko ona wypełnia pustkę w twoim sercu i umyśle, prawda? - Poczuła, jak ją łapie i przystawia jej do piersi łowiecki pistolet, słynną Bloody Rose, czyli Krwawą Różę. - Wreszcie przyszedłeś, żeby mnie zabić.










***
      Cześć! Nie wiem, kiedy powstanie VN, więc póki co łapcie VK. Dedykacja wędruje do Chloe, Kiran, Aishiteru i Oleeny - dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim postem!
      Tak tylko napomknę, że jeśli ktoś chce poczytać o moich japońskich przygodach, może podać w komentarzu swojego maila, na który wyślę zaproszenie do czytania bloga (jest prywatny, więc niedostępny dla postronnych osób).
      Kolejna „nowość” dopiero 22.03, bo lecę jutro do Korei, a potem do Tokio, więc nie będzie czasu na zabawę w blogowanie. Mimo tego postaram się zerkać tutaj od czasu do czasu i odpisywać na ewentualne komentarze. ;)
      Trzymajcie cię cieplutko, moje Miśki!

8 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedyk Aya-san :* PIERWSZY KOMENTARZ ;D

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  2. Aya-chan w Korei! Zazdrość mnie ogarnia xD
    Baw się dobrzee!:D
    I najlepszego z okazji dnia kobiet!
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie wiem, po co tam lecę. xd
      Dzięki!
      Nawzajem. :) Co prawda u mnie już dawno 9.03, ale co począć z 8-godzinną różnicą czasu. xD
      Również pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  3. Dziękuję bardzo za dedykt! :*
    Baw się dobrze w Korei i również wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet :D
    Do następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń